Kurs Stoicyzmu LOGO

Głównym tematem odcinka jest relacja pomiędzy odpoczynkiem, pracą i wysiłkiem. 

Pracujesz po to, by móc odpoczywać? A może odpoczywasz po to, by móc pracować? Która z tych 2 wartości jest dla Ciebie istotniejsza? Która dostarcza Ci w życiu więcej satysfakcji? W tym odcinku przekonasz się czy jesteś dzieckiem swoich czasów, czy może bliższe są Ci stoickie ideały.

Opowiem Ci także o związku pomiędzy wysiłkiem, a docenianiem, spełnieniem i szczęściem. Dowiesz się, jak wejść w stan optymalnego doświadczenia, czyli stan przepływu (flow).

Pokażę też, nad czym warto pracować, by trwale zwiększyć jakość swojego życia.

W kąciku książkowym zajmiemy się Pracą głęboką Cala Newporta. Dowiesz się, jak możesz pracować w niezwykle wysokiej koncentracji. Poznasz sposoby, by w tym samym czasie wykonać swoją pracę lepiej, szybciej i mieć więcej czasu wolnego.

W kąciku naukowym porozmawiamy potrzebie sensu. Dowiesz się, dlaczego tak ważne jest, by widzieć sens w swojej pracy i jak to poczucie przekłada się na rezultaty, które osiągasz.

Zapraszam do wysłuchania podcastu:

MAM DLA CIEBIE NIECODZIENNĄ PROPOZYCJĘ  : - )

Zapraszam do skorzystania z usługi delegowania czytania. Ja przeczytam za Ciebie książkę i zrobię z niej dla Ciebie szczegółowe notatki. Ty zaoszczędzisz swój cenny czas, zapoznając się wyłącznie z esencją książki. Usługa jest bezpłatna, ma jednak dwa haczyki:

1) ja wybieram książki, które czytam i opracowuję
2) ja określam, co w książce jest najważniejsze - nie daję gwarancji, że też uznasz to za istotne lub nie pominę czegoś, co byłoby znaczące dla Ciebie

Jeśli taki układ Ci odpowiada - zapisz się proszę na mój newsletter. Wraz z informacją o publikacji nowego odcinka podcastu, dostaniesz również bonus w postaci esencji z książki.

Transkrypcja

Nie masz warunków, by posłuchać podcastu? Wolisz przeskanować wzrokiem zawartość i wybrać dla siebie najbardziej smakowite kąski? Nie ma problemu! Kliknij poniżej, by rozwinąć transkrypcję odcinka.

Transkrypcja odcinka OLDS #39 - O odpoczynku, pracy i wysiłku

Pracujesz po to, by odpoczywać? A może odpoczywasz po to, by móc pracować?

Jak podjęty wysiłek wpływa na Twoje szczęście? I dlaczego posiadanie djina z nieograniczoną liczbą życzeń to klątwa a nie błogosławieństwo? Odpowiedzi na te pytania znajdziesz w tym odcinku podcastu! Zapraszam do słuchania!

Na początku odcinka zajmiemy się rozróżnieniem 2 podejść do odpoczynku: współczesnym i stoickim.

Później porozmawiamy o potrzebie wysiłku.

Na koniec pokaże Ci, jak możesz osiągnąć flow – stan optymalnego doświadczenia.

W kąciku książkowym wyłowię dla Ciebie merytoryczne perełki z książki Cala Newporta Praca głęboka. Zaś w kąciku naukowym porozmawiamy o badaniach Dana Arielego nad potrzebą sensu w pracy.

Rozkład jazdy podany – to zaczynamy.

2 POWODY ODPOCZYWANIA

Z pewnością znasz pieszczotliwe zdrabnianie piątego dnia tygodnia – piątek, piąteczek, piątunio. Czemu z podobną czułością nie mówimy o wtorku lub środzie? Bo w piątek zaczyna się weekend – najwspanialszy czas każdego tygodnia, kiedy nie trzeba pracować. Dwa i pół dnia na zabawę, hulanki, swawole i robienie wszystkiego, na co tylko mamy ochotę.

Gdy w niedzielę zaczyna zmierzchać za oknem, do naszego serca wkrada się niepokój. Zimnym dreszczem przeszywa nasze ciało. Wielkimi krokami zbliża się bowiem znienawidzony poniedziałek… Czas, kiedy błogie, beztroskie życie się skończy, a zastępuje je niewolnicza, katorżnicza praca.

Pozwoliłem sobie oczywiście nieco podkoloryzować to, co czujemy w drugiej połowie tygodnia. Faktem jest jednak, że wielu współczesnych ludzi myśli, że pracuje po to, by móc odpoczywać. O reprezentacji tego myślenia w skali tygodnia, już sobie powiedzieliśmy. Na tym się jednak nie kończy. Widać to też w skali roku. Wyczekujemy, jak kania dżdżu, momentu, kiedy wreszcie będziemy mogli udać się na wakacje. Odliczamy dni do wyjazdu. Pogląd, że pracujemy po to, by odpoczywać, możemy dostrzec nawet w skali całego życia. Podobno prawdziwe życie zaczyna się na emeryturze, kiedy wreszcie jesteśmy uwolnieni od ciężaru pracy.

Myślenie to przesiąkło całą naszą kulturę. Wielu ludzi, z którymi rozmawiam, z bardzo różnych pokoleń, bez żenady mówi mi, że chodzą do pracy niemal wyłącznie po to, by zarobić pieniądze. Najlepiej, jeśli mogą to zrobić jak najmniejszym wysiłkiem.

Stoicy zachęcają nas do odwrotnego podejścia. Powinniśmy odpoczywać po to, by móc pracować. Celem życia nie powinno być leniuchowanie, minimalizowanie wysiłku i bólu oraz maksymalizowanie przyjemności. Celem życia powinna być praca. Sensowna, głęboka i pełna wartości praca. Praca, która pozwala nam stać się lepszym człowiekiem, pomóc naszym bliskim, społeczności w której żyjemy, a może nawet pozytywnie zmienić świat.

Odpoczynek jest dla stoików tożsamy z niezbędną regeneracją organizmu. Sen jest nam niezbędny, by odzyskać witalne siły. Nie żyjemy jednak po to, żeby spać, ale śpimy po to, żebyśmy mogli żyć. Podobny stosunek mają stoicy do jedzenia. Celem jedzenia powinno być odżywienie swojego ciała, dostarczenie mu wszystkich niezbędnych składników. Jeśli przy okazji dana potrawa dobrze smakuje, jest to miły bonus. Jednak jedzenie rzeczy, które nam szkodą, tylko po to by przez kilkadziesiąt sekund doświadczyć gastrycznej przyjemności dla stoików jest czymś absurdalnym. Mogliby spytać ze zdziwieniem: „Co wyżej cenisz: jakość swojego życia i zdrowie czy chwilową przyjemność? Jeśli to pierwsze, jak możesz jeść rzeczy, które Ci nie służą?”. A jednak we współczesnym świecie nie brakuje osób, które zachowują się, jakby żyły po to, by móc jeść. Zamiast jeść po to, by móc żyć.

Mam nadzieję, że przykłady snu i jedzenia dobrze ilustrują sposób myślenia stoików względem odpoczynku i pracy. Tak jak nie żyjemy po to, żeby spać, ale śpimy po to, żebyśmy mogli żyć. Tak też nie pracujemy po to, by móc odpoczywać, ale odpoczywamy po to, by móc pracować.

Oczywiście wszystko rozbija się o jakość i sensowność tej pracy. Trudno byłoby sobie wyobrazić, że dla kogoś celem i sensem życia jest przenoszenie cegieł z jednego miejsca na drugie. Albo wpisywanie cyferek do arkusza w Excelu. Nikt też nie podrywa się rano z łóżka, marząc o tym, by móc przez 8 godzin robić bip bip, skanując kody kreskowe na kasie.

Stoicy polecają nam znaleźć pracę, która ma dla nas sens i daje poczucie spełnienia. Może to być praca zawodowa. Może to być praca wolontariacka, na rzecz lokalnej społeczności lub konkretnych ludzi w potrzebie. Może to być praca nad sobą, droga do samodoskonalenia się w jakiejś konkretnej dziedzinie. Może to być praca nad wychowaniem swoich dzieci, remontem miejsca, w którym żyjesz. Ważne jest by znaleźć coś, co daje Ci jednoznaczne poczucie sensu i wartości. By na koniec dla, móc sobie powiedzieć – to był dobry dzień. Jestem zmęczony, muszę odpocząć, ale jestem dumny/dumna z tego, co udało mi się dzisiaj osiągnąć. Czuję, że zaczynam dobrze wykorzystywać czas, który został mi dany na tym niebieskim globie.

Oczywiście możesz powiedzieć: „Ale ja nie mam czasu na ten rodzaj pracy, opisywany przez stoików. Mam rachunki do opłacenia. Muszę zarobić na ratę kredytu za mieszkanie, na jedzenie dla siebie i swoich dzieci.” Doskonale to rozumiem. Zanim zaczniemy realizować swoją życiową misję i wykonywać wartościową pracę, musimy zabezpieczyć podstawowe potrzeby. Musimy mieć co włożyć do garnka, mieć w co się ubrać i gdzie żyć. Dopiero, gdy to mamy pod kontrolą, możemy myśleć o bardziej ambitnych celach.

Część z nas ma to już pod kontrolą, bo miała bogatych rodziców lub wytrwałą i błyskotliwą pracą zgromadziła kapitał, który pozwala się o te niezbędne zasoby nie martwić. Wszyscy jednak powinniśmy mieć świadomość celu, do którego dążymy. Nie powinna nim być rajska wyspa, na której pijesz drinki i nic nie robisz. To nie jest skuteczny przepis na Dobre Życie. Jeśli jesteś człowiekiem czynu, po tygodniu zanudzisz się na śmierć.

Zamiast tego szukajmy pracy, która da nam spełnienie, poczucie sensu i pozwoli przysłużyć się ludziom wokół nas.

O POTRZEBIE WYSIŁKU

Dwóch wodzów toczyło ze sobą zaciekły bój o dominację w regionie. Po niezliczonych bitwach, pierwszy wódz wreszcie pokonał drugiego, osobiście wbijając miecz w jego ciało. Ten zaś, wraz z ostatnim swoim oddechem, rzucił na wroga straszliwą klątwę: „Oby wszystko czego zapragniesz, przychodziło Ci bez wysiłku”.

Gdy pierwszy raz usłyszałem tę historię w podcaście Philosophize this! Wydawało mi się, że coś jest nie tak. Może prowadzący podcast, Stephen West, się przejęzyczył? Może ten drugi wódz, będąc śmiertelnie rannym, wypowiedział nie te słowa, które planował? W końcu stwierdzenie „Oby wszystko czego zapragniesz, przychodziło Ci bez wysiłku”, brzmi bardziej jak życzenia dla najlepszego przyjaciela niż jak klątwa dla najgorszego wroga. Przeanalizujmy jednak skutki takiego porządku rzeczy.

Stawiasz sobie dowolny cel, a już następnego dnia, bez potrzeby pracy nad nim, bez najmniejszego wysiłku z Twojej strony, jest spełniony. Tak jakbyś miał na swoje usługi djina z nieograniczoną liczbą życzeń. Na początku brzmi to fantastycznie. Ale po kilku tygodniach, albo najdalej miesiącach, zdasz sobie sprawę, że Twoje życie jest śmiertelnie nudne i jak Mick Jagger, nie możesz osiągnąć satysfakcji. Podobnie jak w przypadku Midasa i jego daru zmieniania w złoto, wszystkiego co dotknie. Coś co początkowo wygląda jak błogosławieństwo, szybko okazuje się być okrutną klątwą.

„Ale niby dlaczego?!” – możesz zapytać. Rozważmy kilka przykładów, a stanie się to jaśniejsze. Czy arcymistrz szafowy, pokroju Garego Kasparova, będzie miał radochę z tego, że wygra partię z 5-latkiem, który ledwo opanował, jak się ruszają figury szachowe? Oczywiście, że nie. Aby mecz miał sens, potrzebuje znaleźć kogoś na swoim poziomie – innego arcymistrza. Dzięki temu, że Gary nie jest pewny, kto wygra i musi się nieźle natrudzić, by wykorzystać drobne niedociągnięcia swojego przeciwnika, zwycięstwo w tej partii może dać mu dużo satysfakcji. Pokonanie pierwszego lepszego łebka z przedszkola z pewnością mu w tym nie pomoże.

Chodzisz czasem po górach? Może masz swoje ulubione szczyty, które lubisz co roku zdobywać? Ja mieszkam we Wrocławiu i wielokrotnie wdrapywałem się na Śnieżkę – najwyższy szczyt w Karkonoszach. Jego zdobycie nie wymaga wyposażenia się w raki czy liny. Nawet zimą można wejść na Śnieżkę bez specjalistycznego sprzętu czy kondycji Alpinisty. Wymaga to jednak 3-godzinnego marszu.

Gdyby ktoś mi powiedział, że niedawno została wybudowana kolejka i mogę wjechać na sam szczyt w ciągu 5 minut – z pewnością nie skorzystałbym z tej propozycji. Po to przecież idzie się w góry, by spędzić czas na wędrówce. Podróż na szczyt jest znacznie ważniejsza niż samo postawienie stopy na wierzchołku i cyknięcie sobie pamiątkowej fotki. Satysfakcja z wejścia na szczyt jest często wprost proporcjonalna do wysiłku, który trzeba było włożyć, w jego zdobycie. Skorzystanie z kolejki odebrałoby całą frajdę z tego doświadczenia.

Dlatego właśnie stwierdzenie „Oby wszystko czego zapragniesz, przychodziło Ci bez wysiłku”, rzeczywiście jest straszliwą klątwą. Potrzebujemy wysiłku. Bez niego nie jesteśmy w stanie docenić tego, co zjawiło się w naszym życiu. Mówimy: „łatwo przyszło, łatwo poszło”. Ed Sheeran w jednej ze swoich piosenek śpiewa „The worst things in life come free to us”, czyli najgorsze rzeczy w życiu, przychodzą do nas za darmo.

Jeśli nie poniesiemy kosztu – finansowego, fizycznego czy emocjonalnego – dana rzecz będzie dla nas bez wartości. To ból i wysiłek, potrzebny do zdobycia czegoś, nadaje tej rzeczy wartość. Żyjąc przed 2 miesiące w Stanach Zjednoczonych nasłuchałem się wielu powiedzeń, które to podkreślały. Np „No pain, no gain”, czyli bez bólu nie ma zysku. Albo „You need to learn it the hard way”, czyli żeby się tego nauczyć, musi być trudno, a w domyśle boleśnie.

Efekt wzrostu wartości wraz z poniesionym kosztem widać też wyraźnie we wszystkich inicjacjach, np. tych, które trzeba przejść, by dołączyć do jednego ze studenckich bractw na amerykańskich uniwersytetach. Im bardziej rytuał inicjacyjny jest bolesny, im mocniej starsi studenci zmieszają Cię z błotem, im gorszymi obelgami Cię obrzucą, tym, paradoksalnie, bardziej docenisz swoją przynależność do tego bractwa. Dlaczego się tak dzieje? Bo wiesz, że poprzeczka związana zostaniem bratem, jest wysoko ustawiona. Nie każdy temu podoła. A to z kolei czyni Cię wyjątkowym. Gdyby można się było dostać do tego bractwa bez żadnego wysiłku, czytaj: każdy byłby w stanie to zrobić, bractwo straciłoby na swojej elitarności, a przez to wyjątkowości.

Mam nadzieję, że te przykłady jasno pokazują Ci, jak ważny jest wysiłek i dlaczego nie warto go unikać. Zastanówmy się zatem, jakiego wysiłku potrzebujemy.

STAN PRZEPŁYWU | FLOW

Wysiłek lub inaczej mówiąc trudność zadania, to dopiero jeden z wymiarów. Drugim jest poziom Twoim umiejętności. Zadania bardzo łatwe, znacznie poniżej poziomu Twoich kompetencji, będą dla Ciebie po prostu nudne. Skoro możesz je zrobić z łatwością, i pewnie każdy inny też, co czy w ogóle jest sens się nimi zajmować?

Z drugiej strony, możesz doświadczyć odwrotnej sytuacji. Ktoś wyznaczył Ci wykonanie bardzo trudnego zadania, znacznie przewyższającego Twoje obecne umiejętności. Masz np. wygłosić wystąpienie w języku, którego się dopiero uczysz albo na temat, na którym się słabo znasz. Żeby było jeszcze ciekawiej, masz tylko 1 dzień na to, żeby się przygotować i od tego wystąpienia zależy Twój dalszy los w tej firmie. Co czujesz w tej sytuacji? Podekscytowanie? Raczej nie. Ekstremalnie silny stres czy wręcz panika są znacznie bardziej prawdopodobną reakcją.

Jak już się na pewno domyślasz, optymalnym scenariuszem, do którego powinniśmy dążyć, jest dopasowanie trudności zadania do naszych aktualnych umiejętności. Zadanie nie powinno być ani za łatwe, ani za trudne. Powinno wymagać on nas maksymalnego skupienia, dania z siebie wszystko, na co obecnie nas stać. W ten sposób się najwięcej uczymy i robimy największe postępy.

Gry komputerowe typu MMO, jak na przykład World of Warcraft są pod tym względem wzorem do naśladowania. Gdy dołączasz do świata, w którym Horda toczy bój z Przymierzem, Twoja postać znajduje się na pierwszym poziomie. Gra nie wysyła Cię od razu po zdobycie serca smoka. Jesteś na to zdecydowanie za słaby. Zamiast tego dostajesz questa, by zaciukać kilka grasujących po okolicach koboldów. To jest zadanie, z którym możesz sobie poradzić, ale jak nie będziesz uważać, to nawet koboldy mogą ci spuścić lanie.

Z każdym zdobytym poziomem, rozwijasz postać i polepszasz swoje statystyki. Gra nie wysyła Cię kolejny raz na koboldy. To zadanie jest już dla Ciebie za łatwe. Dostajesz questa, by zmierzyć się z bestią kodo. I tak dalej. Gra na bieżąco dopasowuje trudność zadania do poziomu Twoich umiejętności.

Gdy zdobędziesz wysokie kompetencje w danej dziedzinie, masz niepowtarzalną okazję, by przeżyć coś wyjątkowego – stan przepływu – odkryty i opisany przez węgierskiego psychologa o uroczym nazwisku Csíkszentmihályi. Stan flow nazywany jest doświadczeniem optymalnym. To intelektualny odpowiednik orgazmu, podczas którego przestajesz czuć swoje ciało. Krzesło przestaje Cię uwierać, skóra przestaje Cię swędzieć, jesteś w 100% zanurzony w aktualnie przeżywanym doświadczeniu. Zadanie, któremu potrzebujesz sprostać jest szalenie wymagające, dlatego jego wykonanie zajmuje cały Twój poznawczy procesor. Mając jednak eksperckie kompetencje, jesteś w stanie mu sprostać w stanie najwyższej uwagi.

Przeżywanie stanu przepływu jest źródłem ogromnej satysfakcji – nie tylko z wykonywanej pracy, ale całego życia. Powinniśmy tak organizować sobie swoje zajęcia, by doświadczać go jak najczęściej. Naszemu pracodawcy też powinno na tym zależeć. Będąc we flow, możesz wykonać swoją pracę szybciej, lepiej lub wypracować oryginalne rozwiązanie, na które nie byłbyś w stanie wpaść pracując w płytki, rozproszony sposób. Dlatego tak ważne jest, by umieć odcinać się od rozpraszaczy. Zanim siądziesz do sesji, podczas której chcesz napisać artykuł, stworzyć strategię marketingową, zaprojektować szkolenie, napisać tekst swojego wystąpienia itd. przejdź przez pre-performance routine, czyli rytuał wprowadzający. To zestaw zawsze tych samych czynności, które wykonujesz w tej samej kolejności.

Mój rytuał wprowadzający:

1. Telefon: włączam tryb samolotowy i chowam go przed swoim wzrokiem, najczęściej za ekran laptopa, by nie kusiło mnie sprawdzenie czegoś na smartfonie.

2. Komputer: Wyłączam wszystkie niepotrzebne programy, niepotrzebne karty w przeglądarce, a nawet dostęp do internetu, jeśli tylko nie jest mi niezbędny.

3. Przedmiot pracy: otwieram program i plik, w którym będę pracował. Jeśli jest to plik w Wordzie włączam dodatkowo tryb koncentracji uwagi, który sprawia, że znikają wszystkie ikonki, a zostaje tylko biały papier na czarnym tle.

4. Minutnik: Nastawiam minutnik na 60 minut

5. Hasło zagrzewające do pracy: Mówię sobie: „No to lecimy!”

Gdy moja uwaga jest zabezpieczona przed rozpraszaczami, dużo łatwiej jest mi pracować w sposób głęboki i osiągnąć stan flow.

Aby lepiej zrozumieć, jak działa flow, zachęcam Cię do wpisania w wyszukiwarce internetowej 2 słowa: flow wykres. Poszukaj kwadratu podzielonego na 8 części, gdzie w prawym górnym rogu jest flow, a w lewym dolnym jest apatia. Na tym wykresie możesz zobaczyć, w jakie stany wchodzą ludzie w zależności od trudności zadania i poziomu ich umiejętności w danej dziedzinie. Osiągnięcie flow jest możliwe wyłącznie w sytuacji, gdy zadanie, z którym się mierzysz jest bardzo trudne oraz Twoje kompetencje w tym temacie są bardzo wysokie.

Dwa zbliżone stany, nieco mniej optymalne to pobudzenie i poczucie kontroli. Do pobudzenia dochodzi wtedy, gdy zadanie jest bardzo trudne, a Twoje umiejętności są na średnim poziomie. Co możesz zrobić, by przeskoczyć z pobudzenia do stanu przepływu? Potrzebujesz najpierw zwiększyć swoje kompetencje w danym temacie. Może to kwestia przeczytania artykułu? Przesłuchania podcastu? Obejrzenia wideo tutoriala na youtubie? Porozmawiania z bardziej doświadczonym kolegą, który podzieli się z Tobą swoim know-how? Możliwości jest bardzo wiele. Warto skorzystać z jednej z nich, zanim następnym razem będziesz przystępować do wykonania podobnego zadania.

Drugi stan bliski flow to poczucie kontroli, które zachodzi, gdy Twoje kompetencje są wysokie, a poziom trudności zadania jest średni. Jak wskoczyć do flow z kontroli? Zwiększając trudność zadania. Możesz to zrobić dając sobie dodatkowe ograniczenie, które normalnie nie jest wymagane. Np. ograniczyć dostępny czas na wykonanie danego zadania. Jeśli zrobienie go w 4 godziny jest średnio trudne, to wykonanie go w 2,5 godziny, z pewnością stanie się znacznie bardziej wymagające. A to z kolei umożliwi Ci osiągnięcie stanu flow. Jakie są inne sposoby zwiększania trudności? Możesz podjąć decyzję, że musisz zmieścić się w określonym budżecie słów – np. Twój artykuł może mieć maksymalnie 1 000 słów. Albo w drugą stronę – jeśli do tej pory byłeś mistrzem krótkiej formy – postaw sobie wyzwanie, by napisać artykuł liczący co najmniej 5 000 słów. Podobnie jak w przypadku pobudzenia, istnieje nieograniczona liczba sposobów na to, by przejść ze stanu poczucia kontroli do stanu flow. Warto testować różne i przekonać się empirycznie, który z nich dla Ciebie sprawdza się najlepiej.  

Zrealizowaliśmy główny temat odcinka, przejdźmy zatem do kącików tematycznych.

KĄCIK KSIĄŻKOWY

Dziś w imieniu Cala Newporta opowiem Ci o jego koncepcji pracy głębokiej. Zacznijmy od definicji. Cytuję: „Praca głęboka to czynności zawodowe wykonywane w stanie koncentracji, przy maksymalnym wykorzystaniu zdolności poznawczych”.

Brzmi znajomo? Powinno, bo ta definicja bardzo przypomina stan flow, który już omówiliśmy. Przeciwieństwem pracy głębokiej, jest praca płytka, którą autor definiuje następująco: „Praca płytka to niewymagające poznawczo czynności o charakterze organizacyjnym, często wykonywane w stanie rozproszenia uwagi. Czynności te najczęściej nie tworzą nowych wartości i są łatwe do powtórzenia.”

Pracę płytką najczęściej mogła by za nas wykonać maszyna, program albo osoba licealista, nie posiadający żadnego doświadczenia zawodowego.

Co zatem powinniśmy zrobić? Pozbyć się całkowicie prac płytkich i wykonywać wyłącznie głęboką? Niestety, rzadko kiedy jest to możliwe. Gdybyśmy z dnia na dzień się zbuntowali i powiedzieli swojemu szefowi, że więcej nie czytamy maili, nie odpisujemy na nie i nie bierzemy udział w spotkaniach, moglibyśmy długo nie zagrzać miejsca w aktualnej firmie.

Jednak to, co możemy i powinniśmy robić, to stopniowo, w miarę możliwości, zmniejszać ilość płytkiej pracy na rzecz głębokiej. Jeśli jesteś wykwalifikowanym specjalistą i firma płaci Ci za godzinę wysoką stawkę, w interesie Twojego szefa jest to, żebyś wykonywał jak najmniej pracy płytkiej, którą może zrobić każdy, a jak najwięcej pracy głębokiej, którą możesz zrobić tylko Ty. Jest to więc klasyczna sytuacja typu win-win, obie strony mogą skorzystać na tym, że więcej swojego czasu będziesz przydzielać pracy głębokiej.

Dlaczego umiejętność wykonywania pracy głębokiej jest tak ważna? „Zdolność pracy głębokiej staje się coraz rzadsza, tymczasem jej wartość dla naszej gospodarki wzrasta. Dlatego nieliczni, którzy nabędą tę umiejętność i uczynią ją podstawą swego życia zawodowego, odniosą sukces”. Innymi słowy: jest coraz większe zapotrzebowanie na pracę głęboką (wysoki popyt), a coraz mniej osób potrafi ją wykonywać (niska podaż). Wiesz, co się dzieje z cenami produktów i usług w sytuacji niskiej podaży i wysokiego popytu? Ich cena idzie gwałtownie do góry. Możesz stać się rozchwytywanym pracownikiem, zarabiać dużo większe pieniądze i jeszcze robić częściej to, co ciekawe, co stanowi dla Ciebie wyzwanie. Wystarczy, że nauczysz się pracować głęboko.

Jak to zrobić? O tym jest cała książka Cala Newporta. Zdradzę, że nie trzeba zaszyć się w leśnej chatce na całe dnie. Można to robić na wiele różnych sposobów. Jedna z metod nazywa się dziennikarską. Oznacza ona, że wykonujesz pracę głęboką z doskoku, kiedy tylko nasz na nią wolne 15 minut. Da się zrobić to w ten sposób, choć wymaga to odpowiedniego treningu.

KĄCIK NAUKOWY

Dan Ariely to jeden z moich ulubionych badaczy. Projektuje i przeprowadza wiele interesujących eksperymentów psychologicznych. W jednym z nich zaprosił badanych do budowania z klocków lego mechanicznych stworów, przypominających transformersy. Płacił badanym za zbudowanie pierwszego 3 dolary, a za każdego następnego o 30 centów mniej. Czyli za drugiego 2,70, za trzeciego 2,40 itd.

Pierwsza grupa badanych budowała swoje transformersy i mogła podziwiać, jak pięknie wyglądają, gdy budowała kolejne. Eksperymentatorzy wystawili je na stole, tworząc coś w rodzaju „hall of fame”, czyli galerii sławy.

Druga grupa budowała te same transofrmersy, za te same pieniądze. Zmieniła się tylko jedna rzecz. Gdy tylko mechaniczny stwór był gotowy, eksperymentatorzy od razu, na oczach budowniczych, niszczyli transformersa, rozbierając go na pojedyncze klocki.

Jak sądzisz, o ile więcej transformersów zbudowała pierwsza grupa? Dodam tylko, że maksymalnie dało się zbudować 11 lego-stworów.

Gdy zespół Dana Arielego spytał o to w innym badaniu, większość ankietowanych odpowiadała, że pierwsza grupa, ta z galerią sławy, zbudowała 1 transofmersa więcej, może 2.

Jakie były faktyczne rezultaty? Wynik w pierwszej grupie wynosił 11, a w drugiej – tej z demolką na oczach budujących – tylko 4. Motywacja do wykonania zadania i ostateczny jej wynik spadł o 37%, tylko dlatego, że druga grupa nie widziała sensu, w tym co robi. Zadanie było to samo. Płaca była ta sama. Czas na wykonanie zadania był ten sam. W skrócie – wszystkie warunki były identyczne, poza tym jednym. Pierwsza grupa widziała sens w swojej pracy, a druga obserwowała, że to co robią, nie ma żadnego znaczenia.

Jaki wniosek możemy z tego wyciągnąć? Aby lepiej i chętniej wykonywać swoją pracę, potrzebujemy widzieć w niej sens. Będąc pracownikiem, warto pomyśleć o tym, jakie znaczenie dla innych ludzi może mieć to co robię. Będąc menadżerem, należy pamiętać, by komunikować nie tylko co robimy oraz jak to robimy, ale przede wszystkim po co? Jak doradza Simon Sinek w swojej bestsellerowej książce: Zacznij od dlaczego.

menu