Kurs Stoicyzmu LOGO

Głównym tematem odcinka jest poszukiwanie zdrowej alternatywy do noworocznych postanowień. 

Któż z nas nie obiecywał sobie, że w nowym roku jego życie się zmieni i to na wielu płaszczyznach? A jednocześnie czuł, już w momencie spisywania tych postanowień, że jak co roku, prawdopodobnie nic z tego nie wypali?

Nowy rok daje nam szansę na zmianę. Jednocześnie doświadczenie uczy nas, że rzadko z tej szansy korzystamy. Dzisiaj chcę Ci pokazać, jako możesz to zmienić. Jak lepiej zainwestować noworoczny optymizm i energię.

Najpierw porozmawiamy o tym, dlaczego noworoczne postanowienia się nie sprawdzają. Potem pokażę Ci dla nich lepszą, stoicką alternatywę. Przedstawię Ci jak wyznaczać swoje cele w oparciu o wartości, posiadane zasoby, a także by były zależne od Ciebie i gwarantowały długofalowy efekt. Poznasz też koncepcje epickich zwycięstw.

W kąciku książkowym wyławiam merytoryczne perełki z książki 12 tygodniowy rok  Briana Morana, Michaela Lenningtona. Pokazuje jak, przy pomocy strategii opisanej w tej książce, zrobić w pierwszym kwartale nowego roku więcej, niż przez cały poprzedni rok.

W kąciku naukowym przedstawiam czym jest poczucie własnej sprawczości, badane przez Alberta Bandurę oraz jak możesz je zwiększyć, by nie porzucać pracy nad swoimi celami, po napotkaniu pierwszych trudności.

Zapraszam do wysłuchania podcastu:

MAM DLA CIEBIE NIECODZIENNĄ PROPOZYCJĘ  : - )

Zapraszam do skorzystania z usługi delegowania czytania. Ja przeczytam za Ciebie książkę i zrobię z niej dla Ciebie szczegółowe notatki. Ty zaoszczędzisz swój cenny czas, zapoznając się wyłącznie z esencją książki. Usługa jest bezpłatna, ma jednak dwa haczyki:

1) ja wybieram książki, które czytam i opracowuję
2) ja określam, co w książce jest najważniejsze - nie daję gwarancji, że też uznasz to za istotne lub nie pominę czegoś, co byłoby znaczące dla Ciebie

Jeśli taki układ Ci odpowiada - zapisz się proszę na mój newsletter. Wraz z informacją o publikacji nowego odcinka podcastu, dostaniesz również bonus w postaci esencji z książki.

Transkrypcja

Nie masz warunków, by posłuchać podcastu? Wolisz przeskanować wzrokiem zawartość i wybrać dla siebie najbardziej smakowite kąski? Nie ma problemu! Kliknij poniżej, by rozwinąć transkrypcję odcinka.

Transkrypcja odcinka OLDS #44 - O alternatywie do noworocznych postanowień

Nowy rok to doskonały pretekst do refleksji nad własnym życiem i stworzenia świadomych planów, jak nim pokierować. Niestety, noworoczne postanowienia stały się synonimem dobrych chęci, z których nic nie wychodzi.

Chcesz wiedzieć, jak lepiej spożytkować noworoczny optymizm i energię? Jeśli tak, to zapraszam do słuchania!

 

INTRO

Nazywam się Andrzej Bernardyn. Jestem trenerem biznesu z nurtu evidence based, ekspertem od rozwijania nawyków i praktykującym stoikiem. A to mój podcast Od laika do stoika, w którym pokazuję, jak możesz żyć inaczej. Jak zamiast wypruwać sobie żyły w pogoni za sukcesem, cieszyć się życiem tu i teraz, korzystając z mądrości stoickiej filozofii i współczesnej psychologii.

WSTĘPNIAK

Któż z nas nie obiecywał sobie, że w nowym roku jego życie się zmieni i to na wielu płaszczyznach? A jednocześnie czuł, już w momencie spisywania tych postanowień, że jak co roku, prawdopodobnie nic z tego nie wypali?

Nowy rok daje nam szansę na zmianę. Jednocześnie doświadczenie uczy nas, że rzadko z tej szansy korzystamy. Dzisiaj chcę Ci pokazać, jako możesz to zmienić. Jak lepiej zainwestować noworoczny optymizm i energię.

Najpierw porozmawiamy o tym, dlaczego noworoczne postanowienia się nie sprawdzają. Potem pokażę Ci dla nich lepszą, stoicką alternatywę. Przedstawię Ci jak wyznaczać swoje cele w oparciu o wartości, posiadane zasoby, a także by były zależne od Ciebie i gwarantowały długofalowy efekt. Poznasz też koncepcje epickich zwycięstw.

W kąciku książkowym wyłowię dla Ciebie merytoryczne perełki z książki 12 tygodniowy rok, a w kąciku naukowym zajmiemy się poczuciem własnej sprawczości.

Rozkład jazdy podany, zatem zaczynamy!


DLACZEGO NOWOROCZNE POSTANOWIENIA NIE DZIAŁAJĄ?

Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego większość noworocznych postanowień nigdy nie dochodzi do skutku? Odpowiada za to kilka głównych przyczyn. Zrozumienie ich, pozwoli Ci zapobiec powtarzaniu w kółko tych samych błędów. Noworoczne postanowienia nie działają ze względu na: złe wcześniejsze doświadczenia, brak warunków zwycięstwa, stawianie celów, które wypada mieć, a nie takich, które wynikają z realnej potrzeby. Przeanalizujmy bardziej szczegółowo każdą z tych przyczyn.

Złe wcześniejsze doświadczenia. Wyobraź sobie, że Twój partner albo przyjaciel, coś Ci obiecuje. Np. że następnym razem nie będzie udzielać Ci żadnych rad, tylko milcząco wysłucha tego, co masz do powiedzenia. A następnie tego nie robi. Potem się kaja, mówi, że to był ostatni raz i kolejnym razem już na pewno poprawi swoje zachowanie. Ale tak się oczywiście nie dzieje. Z każdym kolejnym razem, gdy obietnica została złożona, a potem niedotrzymana, coraz mniej wierzysz słowom bliskiej Ci osoby. Z coraz większą pewnością zakładasz, że nie masz do liczyć na to, co deklaruje partner czy przyjaciel.

Bardzo podobnie jest w przypadku obietnic, które składamy sami sobie. Jeśli przez 5 lat z rzędu obiecuję sobie, że z początkiem roku będę więcej ćwiczyć, schudnę czy rzucę palenie i nic z tego nie wychodzi, jaka jest szansa, że za szóstym razem będzie inaczej? Delikatnie mówiąc niewielka. Brak wiary w powodzenie przedsięwzięcia przekreśla jego skuteczność już na samym początku. Jeśli z góry wiesz, że czegoś nie zrobisz, po co w ogóle się starać? Szkoda czasu i energii.

Brak warunków zwycięstwa. Warunek zwycięstwa (po angielsku win condition) precyzyjnie określa, kiedy możemy czuć się dumni z siebie, bo osiągnęliśmy to, na czym nam zależało. To jasne kryterium dodaje nam skrzydeł. Motywuje do działania. Pozwala śledzić postępy i z zadowoleniem oglądać, jak się zbliżamy do upragnionego celu. Tymczasem wiele z noworocznych postanowień w ogóle nie określa tego warunku zwycięstwa. Weźmy np. taki cel jak: schudnąć. Ile kilogramów? W jakim czasie? Czy ważna jest sama waga czy też wygląd? Innymi słowy, czy zgubienie 1 kg z mięśni będzie osiągnięciem celu? A może chodzi o pozbycie się 1 kg tkanki tłuszczonej? Po czym poznam, że cel jest już osiągnięty i mogę otrąbić zwycięstwo? Bez jasnej odpowiedzi na to pytanie trudno jest oczekiwać entuzjazmu w dążeniu do realizacji celu.

Cel, który wypada mieć. Czasem stawiamy cel, który w mniejszym stopniu wynika z naszych własnych potrzeb, a w większym z panującej obecnie mody. Wszyscy nasi znajomi biegają i chwalą się w mediach społecznościowych tym ile przebiegli i w jakim czasie. Nabieramy więc przekonania, że i my powinniśmy biegać i dopisujemy taki cel do naszej listy. Ale jakoś nie możemy się za to zabrać. Zamiast z radością i entuzjazmem przystępować do pracy nad tym celem, już na starcie czujemy zniechęcenie. To jest coś, co trzeba zrobić, tak wypada. Zamiast inspirującego celu mamy kolejny przykry obowiązek do wykonania. Z takim nastawieniem z pewnością nie osiągniemy żadnych dobrych rezultatów. Poddamy się po napotkaniu pierwszych trudności albo nawet nie podejmiemy pierwszej próby.


CELE PO STOICKU

Brian Tracy, autor 12 książek i międzynarodowy trener, ma powiedzenie, że największą stratą czasu jest mistrzowskie wykonanie zadania, którego wcale nie warto robić. Myślę, że starożytni stoicy kiwnęliby głową z aprobatą, słysząc te słowa.

Są rzeczy godne wyboru, którymi warto się zajmować, nawet jeśli praca nad nimi jest wymagająca, nieprzyjemna czy wręcz bolesna. Są też inne rzeczy, które na pierwszy rzut oka wydają się atrakcyjne, błyszczą i kuszą nas swoim wdziękiem, jednak są pozbawione wartości. Pogoń za nimi sprowadzi nas na manowce i unieszczęśliwi.

Stoicy pomagają nam w dokonywaniu dobrych wyborów. Podpowiadają, co jest godne naszej uwagi, a co wręcz przeciwnie. Jakie cechy powinny zatem spełniać właściwe cele? Powinny być: spójne z wartościami, powiązane z zasobami, zależne od nas i długofalowe. Każdą z tych cech wyjaśnię za chwile bardziej szczegółowo, podając przykłady celów, które je posiadają oraz tych, które są ich pozbawione.

Cele spójne z wartościami

Dla stoików wartością była cnota i dążenie do niej. To jedyna pewna inwestycja, której nikt nie jest nam w stanie odebrać – ani bezwzględny los, ani inni ludzie.

„Tylko to, co pewne i trwałe, jest twoją własnością: dobra wola, szlachetność i prawość. Kto więc zdoła tych dóbr cię pozbawić?”

Epiktet, Diatryby, I.25

W XXI wieku dostępnych wartości jest znacznie więcej i każdy potrzebuje samodzielnie zdecydować, które z nich pomogą mu być szczęśliwym człowiekiem.

Każdy cel, do realizacji którego dążymy, powinien służyć jednej z naszych najważniejszej wartości. Nie czemuś, co aktualnie jest modne. Nie sprawie, która odgrywa w naszym życiu pewną rolę. To wszystko gra niewarta świeczki. Stoicy doradzają nam, by ukierunkować swoją uwagę tylko ku rzeczom, które wnoszą do naszego życia jednoznacznie pozytywną i ogromną wartość. A skąd mam wiedzieć, które to rzeczy, moglbys spytac. Najlepszą wskazówką będą twoje wcześniejsze doświadczenia.

Załóżmy, że rozważasz zakup nowego modelu iphone’a albo macbooka pro. Wiadomo, że taki nowiutki sprzęcior z jabłuszkiem robi wrażenie na zorientowanych w temacie. Masz szanse błysnąć w towarzystwie. Może zaimponujesz w ten sposób koledze lub koleżance, na której chcesz zrobić wrażenie. Odwołajmy się jednak do Twoich poprzednich doświadczeń. Ile razy podobny zakup realnie coś zmienił w Twoim życiu? Czy po miesiącu od zakupu Ty lub ktoś z Twojego otoczenia zwracał uwagę na to jaki wspaniały masz sprzęt? Prawdopodobnie nie.

Dlatego branie nadgodzin, zaciąganie kredytu, by móc go kupić, nie jest dobrym pomysłem. To przykład celu niespójnego z kluczowymi wartościami.

Rozważmy teraz cel w postaci codziennego rozciągania się. Nie brzmi on tak atrakcyjnie jak szeleszczący świeżością smartfon. Wręcz przeciwnie – już sama myśl o nim może być bolesna, a co dopiero sama aktywność. Kto o zdrowych zmysłach mógłby wybrać taki cel? Wróćmy jednak do naszego kryterium oceny słuszności celów. Jakie są moje wcześniejsze doświadczenia związane z rozciąganiem? Jaki miało ono wpływ na moje życie? Cóż, choć w trakcie rozciągania czułem się fatalnie, to tuż po jego zakończeniu znacznie lepiej. Mniej mnie bolały plecy, mogłem chodzić bardziej sprężystym krokiem. Każdy ruch, które wykonywało moje ciało był łatwiejszy i przyjemniejszy. Mam też więcej energii do działania, gdy moje działo jest sprawne i rozluźnione a nie wewnętrznie pospinane.

Rozciąganie jest więc znacznie bardziej spójnym celem niż zakup nowego iphone’a.

Cele powiązane z zasobami

„Musisz się zastanowić, do czego bardziej nadaje się twoja natura: do działalności publicznej na forum czy do pracy naukowej i do teoretycznych rozważań w zaciszu domowym, i do czego winieneś dążyć, do czego cię wiedzie wrodzona siła uzdolnień. Isokrates siłą wyprowadził z sądu Efora, ponieważ doszedł do wniosku, że więcej on przyniesie pożytku, pisząc dzieła historyczne.

(Seneka, O pokoju ducha, VII.2)

Każdy z nas posiada wiele cennych zasobów. Mogą nimi być wrodzone talenty, wytrenowane umiejętności, praktyczne doświadczenie, zasoby materialne, kontakty biznesowe czy oddani przyjaciele.

Dobre cele to takie, które umiejętnie te zasoby wykorzystują. Zamiast próbować robić coś do czego nie mamy talentu, zamiast startować od zera w zupełnie obcej domenie, znacznie lepiej jest bazować na tym, co już umiemy. Rozważmy tę zdroworozsądkową zasadę na praktycznych przykładach.

Załóżmy, że chcę zadbać o swoje zdrowie i zacząć regularnie ćwiczyć. Lub chociaż się ruszać, bo siedząca praca zabija mnie powoli, ale skutecznie. Mogę oczywiście kupić karnet na siłownię. Doświadczenie jednak pokazuje, że samodzielne treningi to nie jest coś, w czym się odnajduje. Motywacji starcza mi na 2-3 odwiedziny w klubie, a potem sportowa torba z ciuchami na zmianę zbiera tylko kurz.

Jak mogę skorzystać ze swoich zasobów, by skuteczniej zadbać o swoje zdrowie? Przyjmijmy, że jestem towarzyski i dzięki temu mam sporo dobrych kumpli. Znajomości są moim kapitałem. Pora zatem umiejętnie z nich skorzystać. Znajduje wśród swoich licznych kolegów takiego, który również chce zadać o swoją tężyznę fizyczną, a w dodatku mieszka w mojej okolicy i pasuje mu ta sama siłownia. Choć samemu nie chce mi się ćwiczyć, to już okazją do spotkania ze znajomym i pogadania nie pogardzę. W ten sposób znajduje właściwą dla mnie motywację do pojawiania się w na siłowni i regularnych ćwiczeń.

Może moim zasobem jest doskonała znajomość miasta, w którym żyję. Jego malowniczych zakątków i historycznych atrakcji. Zamiast kisić się w dusznym pomieszczeniu mogę wyznaczyć dla siebie ciekawe trasy i oprowadzać się po nich niczym przewodnik turystyczny.

Może kręci mnie rywalizacja. Zapiszę się więc na tenisa stołowego, w którym cały czas będę mógł walczyć z innymi o zwycięstwo. Mając tak kuszącą perspektywę z łatwością i przyjemnością będę zjawiać się na każdym zajęciach i zadbam w ten sposób o odpowiednią dawkę ruchu w moim życiu.


Zależne od nas

„Pamiętaj […] o tej linii podziału, która odgranicza rzeczy twoje od nie twoich.

Epiktet, Diatryby,”

Każdy z Twoich celów powinien być sformułowany w taki sposób, by w pełni zależał od Ciebie. To oznacza, że żaden zewnętrzny czynnik – inni ludzie, zła pogoda, złośliwy los nie może być w stanie pokrzyżować Ci szyków. Powodzenie tego celu zależy wyłącznie od Ciebie.

No dobrze, możesz powiedzieć. A co jeśli moim celem jest zarobienie w 2021 roku 100 tysięcy złotych albo awans do najbardziej prestiżowej, legendarnej ligii – w mojej ulubionej grze karcianej – w Hearthstonie? Jak mogę sformułować ten cel, by zależał tylko ode mnie? Przecież na jego osiągnięcie mają też wpływ inni ludzie! Przypatrzmy się bliżej każdemu z tych celów i dokonajmy w nich pewnych korekt.

Zarobienie 100 tysięcy złotych. Załóżmy, że tak jak ja, jesteś trenerem biznesu i prowadzisz szkolenia. Twoje wynagrodzenie za dzień szkoleniowy wynosi 2 000 zł, czyli potrzebujesz przeprowadzić w roku 50 dni szkoleniowych, 4-5 szkoleń w miesiącu. Na pierwszy rzut ucha może wydawać się to dosyć proste, jednak główna trudność polega na pozyskaniu zleceń. Co zatem potrzebujesz zrobić, by znaleźć klientów, którzy kupią od Ciebie łącznie 50 dni szkoleniowych? Tak jak poprzednim razem, by uzyskać odpowiedź na to pytanie, warto odwołać się do swoich dotychczasowych doświadczeń. Jak do tej pory znajdywałem klientów? Które z działań dawały mi najlepsze efekty? Załóżmy, że 2 sposoby były jak na razie najbardziej skuteczne: samplingi i współpraca z innymi firmami szkoleniowymi. Samplingi, czyli bezpłatne, otwarte szkolenia, podczas których prowadzę dla potencjalnych klientów 2-3 godzinny warsztat. Przekazuję wartościową wiedzę, pokazuję skuteczne narzędzia, rozwiązuje problemy uczestników. Jeśli im się podobało, mogą albo zamówić podobne, szkolenie u siebie w firmie – w pełnym wymiarze godzin. Z kolei współpraca z firmami szkoleniowymi polega na tym, że inne przedsiębiorstwo pozyskuje klienta, a ja koncentruję się wyłącznie na zbadaniu potrzeb i przeprowadzeniu warsztatu.

Przyjmijmy, że przez lata pracy w branży szkoleniowej przetestowałem skuteczność każdej z tych metod i wiem, że z 1 samplingu jest średnio 1 dzień szkoleniowy, a 1 zaprzyjaźniona firma szkoleniowa dostarcza mi średnio 8 dni szkoleniowych rocznie. Współpracuje już z 3 firmami, które powinny mi wygenerować ok 25 szkoleń. Potrzebuję zatem zorganizować 25 samplingów.

W ten prosty sposób udało nam się zamienić cel niezależny – zarobienie 100 tysięcy złotych – na cel zależny – zorganizowanie 25 samplingów, czyli 4 samplingów miesięcznie w pierwszej połowie roku, by zdążyły przełożyć się na zlecenia.

Weźmy teraz na warsztat drugi cel – dojście do rangi legendy w Hearthstonie, karcianej grze komputerowej. Jak możemy sprawić, by był to cel zależny od nas? Zawołajmy na pomoc Epikteta i przypomnijmy sobie jego maksymę: „Pamiętaj […] o tej linii podziału, która odgranicza rzeczy twoje od nie twoich.”

Co zatem jest moje? Jakie moje działania mogą przyczynić się do znalezienia się w 1% najlepszych graczy na świecie? Jeśli mnie wcześniej się ta sztuka nie powiodła i nie mogę odtworzyć tego, co poskutkowało ostatnim razem, warto skorzystać z doświadczenia innych osób. Powinienem zatem znaleźć graczy, którzy są już tam, gdzie ja dopiero planuje się znaleźć. Nie będzie to szczególnie trudne. Nie brakuje na youtubie kanałów streamerów, którzy pokazują, jaką talią kart doszli do rangi legendy oraz jak się nią skutecznie posługiwać. Mogę nawet bezpłatnie wziąć udział w live’ach prowadzonych przez takich streamerów i zadać im swoje pytania, do bardziej problematycznych kwestii.


Gdy już zdobędę niezbędną wiedzę – pora na praktykę, czyli rozgrywanie pojedynków. Mogę się ze sobą umówić, że po każdej partii, zanim rozpocznę kolejną, przeanalizuję dokładnie swoją poprzednią grę, ruch po ruchu. Czy w każdej rundzie wykonałem najbardziej poprawne zagranie? Czy myśląc teraz, na spokojnie, bez presji czasu i stresu wynikającego z rankingowej rozrywki, jestem w stanie zaproponować lepszy ruch? To w sumie tak! Świetnie, to następnym razem, będę wiedział co robić.

Mogę też popracować nad swoim mindsetem gracza, czyli odpowiednim nastawieniem psychicznym. Przed każdą sesją mogę wykonać ćwiczenie na koncetrancję uwagi z aplikacją Headspace, by być w pełni skupiony na grze. Mogę wykonać stoickie ćwiczenie premeditatio malorum i przygotować się psychicznie na różne pechowe, losowe sytuacje. W ten sposób, gdy pojawią się naprawdę, łatwiej mi będzie je przełknąć, mniej mnie poirytują, a przez to popełnię mniej błędów wynikających z przeżywania negatywnych emocji.

Zatem moim właściwym celem, nie powinno być dojście do rangi legendy – to mogę potraktować, jako Epickie Zwycięstwo, o którym opowiem w dalszej części tego odcinka. Celem zależnym ode mnie będzie zatem

po pierwsze – poznanie zwycięskich strategii od zawodowców na ich live’ach

po drugie – granie z dokładną analizą każdej partii i wyciąganie wniosków z popełnionych błędów
po trzecie – odpowiednie przygotowanie do każdej sesji grania.

Wykonując te 3 w pełni zależne ode mnie pomniejsze cele, mam dużą szansę na uzyskanie rangi Legendy, o której sobie zamarzyłem. Oczywiście nie mam takiej gwarancji. Realizując jednak każdy z tych 3 punktów z pełnym zaangażowaniem, mam na to dużą szansę. Ale nawet jeśli nie uda mi się uzyskać upragnionego rezultatu, wciąż mogę być z siebie zadowolony, by wypełniłem co do joty każdy z tych celów. Konsekwencja, odpowiednia etyka pracy jest znacznie ważniejsza niż efekt. Efekt przyjdzie z czasem, prędzej czy później. Nie w tym sezonie, to w następnym.

Cele długofalowe

Stoicy zachęcają nas, by myśleć dalekosiężnie. Nie o tym, jak dzisiaj się dobrze zabawić. Nie jak sprawić, by ten tydzień czy nawet ten miesiąc był dla nas źródłem wielu pozytywnych przeżyć. Lecz, by zastanowić się, jak godnie i cnotliwie przeżyć całe życie.

Znajomy trener personalny wypowiada się w podobnym duchu, nieco mniej górnolotnie: zbuduj sylwetkę nie na lato, to najbliższe, ale na lata. Innymi słowy, do wypracowania seksownej sylwetki często prowadzą dwie różne ścieżki. Pierwsza to sprint, druga to maraton.

W pierwszym modelu robisz wszystko, co tylko możesz, by jak najszybciej dość do upragnionych rezultatów. Mordujesz się intensywnymi ćwiczeniami, katujesz się restrykcyjną dietą, która zabrania Ci jeść, prawie wszystko, co lubisz. Większość ludzi nie wytrzyma tak bezwzględnego dążenia do rezultatu i się podda. Jednak nawet Ci najwytrwalsi odniosą jedynie pyrrusowe zwycięstwo. Ok, może i udało Ci się zrobić się na bóstwo na to lato. Pytanie pierwsze: jakim kosztem? Fizycznym, emocjonalnym, wyniszczenia swojego organizmu? Pytanie drugie: jaką wartość ma uzyskanie rezultatu, którego nie jesteś w stanie utrzymać? To trochę tak, jakby ktoś sprzedał większość swojego majątku, by kupić Ferrari, a potem nie stać go było na naprawy tego auta. Pojeździł przez 2-3 miesiące, a potem po pierwszej awarii zaparkował auto w garażu i już więcej z niego nie korzystał.

Stawiając na strategię sprintu, stosujemy agresywne rozwiązania, których nie będziemy w stanie utrzymać na dłuższą metę. I wiemy o tym, od samego początku. To jak branie chwilówek: mały zysk na początku, ogromne koszty później. To nie może się dobrze skończyć.

Przyjrzyjmy się zatem alternatywie. Decydując się na maraton, nie możesz się spodziewać szybkich rezultatów. Prawdopodobnie nie wyrobisz się na najbliższe lato, by na plaży przyciągać jak magnes zazdrosne spojrzenia. Jeśli jednak Twoim głównym celem będzie rozwinięcie dobrych nawyków, możliwe że za 2 lata już zawsze Twoje ciało będzie w świetnej formie. Jeśli wprowadzisz wiele drobnych zmian, w tym co jesz, ile jesz i kiedy jesz – efekty związane z sylwetką z czasem będą znacznie lepsze niż przy katorżniczej, restrykcyjnej diecie. Podobnie z ćwiczeniami. Jeśli uda Ci się wypracować model treningowy, który jesteś w stanie stosować cały rok, bo nie jest zbyt obciążający czasowo i fizycznie, dzięki efektowi kumulacji, w końcu rozwiniesz piękne, zdrowe mięśnie i spalisz zbędny tłuszcz.

Oczywiście praca nad sylwetką nie jest jedynym celem, w przypadku którego warto zastosować strategię sprintu. O każdym celu, realizującym naszą najważniejszą wartość, warto myśleć z perspektywy długoterminowej. O tym, jak go osiągnąć nie spiesząc się i nie poświęcając po drodze swojego zdrowia czy relacji z bliskimi.

Epickie zwycięstwa

Epickie zwycięstwa to termin zaczerpnięty ze świata gier. Jest nim doniosły moment, w którym bohater (gracz) dokonuje czynu, który jeszcze do niedawna wydawał mu się nieosiągalny. Epickie zwycięstwo jest źródłem wielkiej satysfakcji, a także cennym zasobem na przyszłość. Możesz sobie wyobrazić, że po jego osiągnięciu zdobywasz klejnot, we wnętrzu którego znajduje się Twoja odwaga, optymizm i przekonanie o własnej zaradności. Ilekroć wspomnisz swoje wielkie zwycięstwo, uwalniasz te zasoby.

Każdy z nas potrzebuje poczuć się od czasu do czasu jak heroiczny bohater. Dlatego w każdym ze swoich celów warto określić, co będzie epickim zwycięstwem. Ważne jest, by osiągnięcie tego rezultatu było trudne i wymagające. Byś nie do końca wiedział, czy jesteś w ogóle w stanie to zrobić. By dążenie do niego wymagało wielu prób, nim w końcu się uda.

W przeciwieństwie do celów, które zawsze powinniśmy definiować w taki sposób, by w pełni zależały od nas, epickie zwycięstwo może być czymś niezależnym. Wystawienie faktur na 100 tysięcy złotych w 2021 roku. Dojście do rangi legendy w Hearthstonie. 10 tysięcy followersów na Instagramie. Zmniejszenie wagi do 69 kilogramów. To przykłady epickich zwycięstw.

Ważne jest, by były one nazwane jednoznacznie i wymiernie. By epickie zwycięstwo było faktem, z którym nie da się dyskutować i który z dumą można zakomunikować światu. Wstawienie konkretnej liczby w jego definicje ma jeszcze dodatkowe zalety. Działa to motywująco, bo widzimy, jak zbliżamy się do epickiego zwycięstwa, po drodze osiągając mniejsze wygrane – realizacje 10% epickiego zwycięstwa, potem 25%, 50% itd.

A jeśli droga do wielkiej wygranej wcale się nie skraca (a może wręcz wydłuża), to też jest to świetna informacja zwrotna. Widzimy, że wymyślona do tej pory strategia lub jej realizacja się nie sprawdza i pora wymyślić inną.  

Zrealizowaliśmy w ten sposób główny temat odcinka. Nim przejdziemy do kącików tematycznych, zróbmy krótkie podsumowanie.

Noworoczne postanowienia nie działają. Z wielu powodów. Do głównych przyczyn zaliczamy: złe wcześniejsze doświadczenia, brak warunków zwycięstwa, stawianie celów, które wypada mieć, a nie takich, które wynikają z realnej potrzeby.

Lepszą alternatywą do postanowień są dobrze skonstruowane cele. Po stoicku wyznacza się je przestrzegając kilku kluczowych zasad. Po pierwsze cele powinny być spójne z wartościami. To znaczy, że powinniśmy stawiać sobie tylko takie cele, które pomagają nam osiągnąć to, co w naszym życiu najważniejsze. To co realnie nas uszczęśliwia. I to nie na chwilę, lecz przez dłuższy czas. Po drugie: cele powinny być powiązane z naszymi zasobami. Umiejętnie wykorzystujmy to, co już wiemy, umiemy, jacy jesteśmy i kogo znany. Po trzecie: cele powinny być zależne od nas. Sformułujmy je w taki sposób, by ich osiągnięcie zależało tylko od nas. Po czwarte: cele powinny być długofalowe. Twórzmy rozwiązania nie na lato, tylko na lata. Niech na stałe zagości do naszego życia. Wisienką na torcie w kontekście pracy z celami są epickie zwycięstwa – wielkie wygrane, będące źródłem olbrzymiej satysfakcji i cennym zasobem na przyszłość.


Kącik książkowy – 12 tygodniowy rok.

12 tygodniowy rok to książka autorstwa Briana Morgana i Michael Lenningtona. Jej podtytuł brzmi: osiągnij w 12 tygodni więcej niż inni w 12 miesięcy.

Myślę, że jest to idealna lektura na początek roku. Wielu z nas żywi w styczniu przekonanie, że przecież czasu nie brakuje. Możemy powoli się zbierać do działania, myśleć i planować. Bo przecież i tak największy ciężar pracy wykonywany jest w ostatnim kwartale.

Autorzy książki odwracają ten sposób myślenia. Od razu przechodzimy do końcówki roku. W końcu jak zauważają: „Nic nie potrafi zmotywować człowieka tak jak nieprzekraczalny termin”.

Pod koniec roku myślimy i działamy tak, jak w okresie, w którym jesteśmy najbardziej produktywni. Nie mamy czasu na głupoty, ozdobniki czy odwlekanie, tylko działamy z impetem. Korzystając z bardzo praktycznego systemu opisanego w tej książce, można niejako mieć cztery końcówki roku w jednym roku. Zrobić więcej niż kiedykolwiek wcześniej.

Nie dzieje się to jednocześnie kosztem wyeksploatowania ciała z wszystkich soków witalnych, a ducha z energii. Koncentracja na tym, co najważniejsze. Mniej celów, ale wykonywanych lepiej. Świetna organizacja. To wszystko sprawia, że możemy osiągać więcej, mniej się przy tym męcząc niż standardowo.

To książka bardzo mocno nastawiona na działanie. Cytuję: „Nie liczy się to, co wiesz, ani to, kogo znasz. Tak naprawdę istotne jest to, co wdrożysz w życie”. Sam jestem osobą, która bardzo często snuje różne fantastyczne wizje, a najczęściej wykłada się na ich wdrożeniu. „12 tygodniowy rok”, pokazuje jak to zrobić w praktyce, na poziomie codziennych działań.

Autorzy słusznie zauważają, że roczne cele i plany często są nie tyle ułatwieniem, co przeszkodą na drodze do wysokiej wydajności.

Jak piszą autorzy: „Za sprawą realizowania rocznych planów ludziom umyka fakt, iż to właśnie bieżąca chwila jest momentem, w którym toczy się życie i rodzi się sukces. Myślenie w ujęciu rocznym usypia czujność, przez co wiele osób odkłada rozmaite rzeczy na później.”

Wyniki nie pojawiają się same. Są efektem czynów. Czyny z kolei zależą od naszego sposobu myślenia. To właśnie myślenie trzeba zmienić w pierwszej kolejności, by uzyskać odmienne wyniki. „Podział czasu na 12-tygodniowe okresy zmusza Cię do stawienia czoła kwestii nieskuteczności działania. Ile kiepskich tygodni możesz mieć w 12-tygodniowym roku, by uznać cały ten okres za udany? Ponieważ nie możesz sobie pozwolić, by spisać na straty więcej niż 2 tygodnie, każdy dzień zyskuje automatycznie na znaczeniu.”


Kącik naukowy – poczucie własnej skuteczności

Poczucie własnej skuteczności (po angiesku self-efficacy) to jeden z najważniejszych psychologicznych czynników warunkujących sukces lub porażkę w pracy nad celami. Pojęcie to wywodzi się z badań Alberta Bandury. Polecam jego książkę Teoria społecznego uczenia się z 2007 roku.

Kluczowe w tej koncepcji są oczekiwania dotyczące własnej skuteczności oraz oczekiwania dotyczące wyników zadania. To istotne rozróżnienie. Lekarze często przepisują zalecenia kierując się wyłącznie oczekiwanymi wynikami. Jeśli pacjent zrobi A, uzyska B. Tymczasem, pacjent może wiedzieć, że takie działanie byłoby dla niego dobre, ale jednocześnie nie wierzyć, że temu zaleceniu podoła. Z praktycznego punktu widzenia takie zalecenia lekarza są bezużyteczne. Ten mechanizm tłumaczy też nieskuteczność noworocznych postanowień. Wiemy, że rzucenie palenie czy regularne ćwiczenia byłyby dla nas dobre. Jednocześnie wiemy też, że nie damy radę tego zrobić, bo próbowaliśmy już setki razy i nic z tego nie wyszło.

Wysokie poczucie własnej sprawczości przydaje się szczególnie w obliczu napotkania trudności. Będąc przekonanym o własnej skuteczności, szczególnie się tym nie przejmiemy. Będziemy próbować wiele razy, na różne sposoby, aż nas wyjdzie. Tymczasem osoba z niskim poczuciem własnej sprawczości podda się po napotkaniu pierwszej komplikacji.

Jak zatem zwiększyć swoje poczucie własnej sprawczości? Według Bandury możemy to zrobić, korzystając z 5 czynników: osiągnięć w wykonywaniu zadania, doświadczeń zastępczych, perswazji słownej, stanowi emocjonalnemu i okolicznością sytuacyjnym.

1) Osiągnięcia w wykonaniu zadania to wykonanie danego działania z pozytywnym rezultatem. Im więcej razy uda nam się np. zaplanować dzień i zrealizować to, co było na liście TO-DO na dziś, tym mocniej rośnie nasze poczucie własnej sprawczości.

2) Doświadczenia zastępcze to z kolei dowody na wykonalność danego zadania obserwowane w życiu innych ludzi. Widząc jak podobni do nas ludzie, posiadający zbliżone umiejętności, wykonują z powodzeniem dane zadanie, sami nabieramy przekonania, że my też tak możemy.

3) Perswazja słowna to werbalne zachęcanie nas przez inne osoby (przyjaciół, szefa) do zrobienia czegoś i deklarowanie przekonania, że poradzimy sobie z danym wyzwaniem. Słowa otuchy będą tym bardziej pomocne, im będą brzmiały bardziej wiarygodnie. Najlepiej jeśli perswazji słownej udzieli osoba, która nas zna oraz doskonale rozumie, na czym polega nasze zadanie, z którym będziemy się mierzyć.

4) Pozytywny stan emocjonalny może nas uskrzydlić, a negatywny zdołować i sprawić, że już na starcie będziemy w siebie wątpić. Dlatego zanim przystąpisz do zmagań z trudnym wyzwaniem, wpraw siebie w dobrym nastrój, słuchając muzyki, oglądając śmieszne filmiki lub wspominając wcześniejsze zwycięstwa.

5) Okoliczności sytuacyjne mogą być sprzyjające (np. ładna pogoda za oknem) albo zniechęcające. Jeśli chcesz spróbować wykonać ambitne wyzwanie, lepiej będzie porządnie się wyspać poprzedniej nocy i nie planować na ten sam dzień innych trudnych zadań, np. nieprzyjemnych rozmów.

Dziękuję CI za wysłuchanie podcastu. Po więcej informacji o stoicyzmie, a także pełną traskrypcję tego odcinka zapraszam na odlaikadostoika.pl.

menu